Rodzina ach rodzina. Jak wieść niesie, z rodziną dobrze, jak jest dobrze, a najlepiej na zdjęciu. Może faktycznie jest w tym ziarnko prawdy? Co nas denerwuje bardziej niż właśnie… rodzina? Chociażby ta przysłowiowa teściowa, z satysfakcją zaglądająca do garnków, komentująca zły ubiór dziecka, przychodząca nie zapraszana (byłam w pobliżu!) akurat w tym momencie gdy w domu bałagan, a obiadu brak? Tak tak, sprawy rodzinne, również z perspektywy doświadczenia zawodowego, to sprawy w których najwięcej złych emocji.
Ostatnio pojawiły się głosy, że w przypadku rodzinnych awantur bez konsekwencji pozostaną wyzwiska kierowane w stosunku do jednej ze stron konfliktu. Chodziło o użycie słów „suka” i „szmata”, jakie prawdopodobnie padły podczas kłótni między szwagierkami. Media donoszą, komentując wyrok Sądu Apelacyjnego w Warszawie, utrzymujący w mocy wyrok Sądu Okręgowego, że użycie wulgaryzmów w czasie takiej kłótni nie stanowi naruszenia dóbr osobistych.
Czyżby?
Rodzinne awantury a naruszenie dóbr osobistych
Przede wszystkim w komentowanej sprawie, powódka, która została zwyzywana przez szwagierkę nie wskazała jakie konkretnie słowa padły w jej kierunku, jak też nie opisała szczegółowo całego zdarzenia.
Strona, która domaga się ochrony prawnej ma obowiązek przytoczyć fakty, które stanowią podstawę powództwa a więc wskazać gdzie, kiedy i w jaki sposób doszło do naruszenia jej dóbr osobistych przez użycie jakich słów, ewentualne podjęcie jakich działań – przypomniał Sąd
Każdy z przesłuchanych świadków prezentował z kolei inną wersję słów skierowanych w stronę powódki.
Mąż powódki zeznał, że pozwana użyła słowa „suko”, siostra powódki zeznała, że padły słowa „kurwo, szmato”. I. A. w ogóle nie przytoczyła słów, które pozwana wypowiedziała. Sama powódka zeznając w charakterze strony opisywała różne sytuacje dotyczące stosunków pomiędzy stronami ale zdarzenia z dnia 17 lipca 2015 r. nie opisała, nie sposób zatem przyjąć, że zachowanie pozwanej odebrała jako naruszające jej godność osobistą.
Ciężar dowodu
Niewątpliwie więc pomiędzy paniami doszło do awantury, niewątpliwie był między nimi silny konflikt. To jednak za mało aby uzyskać ochronę dóbr osobistych, tj. dobrego imienia czy godności osobistej. W pozwie należy przytoczyć konkretne słowa, konkretne zdarzenia i udowodnić, ze takowe rzeczywiście miały miejsce. To na powodzie spoczywa obowiązek wykazania, że do naruszenia dóbr osobistych doszło. Czy sąd sam ma się domyślać jaki przebieg miała awantura i jak kto kogo nazwał? Chyba nie.
To na powódce ciążył więc obowiązek wskazania i udowodnienia, że użyto wobec niej konkretnych wulgaryzmów, które należy dosłownie przytoczyć (sąd się nie obrazi, nie), a także obowiązek szczegółowego opisania całego zdarzenia.
Skoro tego nie zrobiła, jak może dziwić fakt, że sąd nie uwzględnił powództwa?
Krzyczące w prasie nagłówki typu [„Suki” i „szmaty” podczas rodzinnych kłótni bez konsekwencji] lekko wprowadzają w błąd. Gdyby powódka właściwie sformułowała żądania pozwu, przytoczyła konkretne okoliczności faktyczne i je udowodniła, można z dużym prawdopodobieństwem stwierdzić, że wówczas wyrok byłby pewnie dla niej korzystny.
A skoro mowa o żądaniach pozwu, powódka wnosiła również o to, aby szwagierka przeprosiła ją podczas rozprawy sądowej. Pisałam już o tym (tutaj), że takie żądanie jest absolutnie nieprawidłowe i nie może zostać uwzględnione. Wyrok wydawany jest przecież po zamknięciu rozprawy!
Muszę jednak przyznać, skoro formułowanie takich żądań jest popularne, że uroczyste przeprosiny na rozprawie mogłyby być hmm… spektakularne i satysfakcjonujące. Podczas rozprawy wstaje sąd, wstają strony, wstaje publiczność, a skruszony pozwany wygłasza tekst przeprosin ku satysfakcji powoda. Może należałoby postulować zmianę prawa w tym zakresie? Taką oddzielną rozprawę, już po uprawomocnieniu wyroku, z obowiązkowym stawiennictwem. „Przeprosinowa rozprawa”, to jest myśl 😉
Wyrok Sądu Apelacyjnego w Warszawie, sygn. V ACa 1048/17
{ 0 komentarze… dodaj teraz swój }